Pierwszomajowy Ursus

Dodano dnia: 01/04/2019

Polski przemysł traktorowy rodził się w powijakach. Tuż po wojnie w Ministerstwie Przemysłu zapadła decyzja, iż datą rozpoczęcia produkcji ciągników w Polsce powinien być 1 maja 1947 roku, a ciągniki powinny wyjechać na pochód pierwszomajowy w Czechowicach i Warszawie. Lecz zanim do tego doszło, nim pojawił się ten pierwszy Ursus, wielu ludzi współtwórców ciągnika musiało przebyć długą i trudną drogę. Wokół tego właśnie ciągnika narosło wiele legend i mitów, może dlatego, że sam stał się później legendą. Niektóre jednak mijają się z prawdą.
Jednym z takich mitów, występujących szczególnie w literaturze niemieckiej, jest to, że Ursus C-45 był licencją. Należy podkreślić, iż w tym powojennym okresie nikt nie musiał pytać pokonany kraj o udzielenie licencji czy respektować prawa patentowe. Dużym szczęściem dla fabryki Lanza było to, że po wojnie znalazła się w zachodniej strefie okupacyjnej i uniknęła masowego demontażu jaki stosowała armia radziecka.
Dlaczego zdecydowano się w naszym kraju na właśnie ten ciągnik? Jeśli chodzi o tradycje przemysłu traktorowego wówczas były one u nas dość znikome. Właściwie nie licząc niewielkiej serii ciągówek z Ursusa, to w Polsce nie produkowano przed wojną ciągników. Ogółem w 1939 roku szacuje się, iż na ziemiach Polskich pracowało nie więcej jak 900-950 sztuk traktorów, a więc niewiele. Na przeszkodzie w szerszym stosowaniu ciągnika stał początkowo kryzys lat trzydziestych i spadek dochodowości produkcji rolnej oraz dość tania siła robocza. Nadal opłacało się zatrudnić kilkunastu parobków do pracy z końmi niż utrzymywać drogi ciągnik i jego obsługę.

Wracając do czasów powojennych. W 1945 roku jeszcze nie myślano o produkcji polskiego ciągnika rolniczego. Przedwojenny inżynier – Edward Habich, konstruktor PZInż wystąpił w 1945 roku do ministerstwa przemysłu z propozycją opracowania ciągnika rolniczego. Pomysł nie spotkał się ze zbytnią aprobatą, choć inżynier w końcu wymęczył zgodę.
Sprawa nie była prosta, nie istniała nawet koncepcja jaki traktor projektować, a nawet ministerstwo rolnictwa lansowało zupełnie serio budowę ciągnika na gaz drzewny lub całkowite uzależnienie od importu z ZSRR. O tym, żeby opracować własną konstrukcję nawet nie było mowy. Trzeba było oprzeć się o wzór jakiegoś ciągnika. Najlepiej, któryś z ogólnodostępnych „pod ręka”. W kraju znajdowało się wtedy prawie 4 tysiące ciągników poniemieckich i 8 tysięcy z amerykańskich dostaw. Traktory z USA z powodu braku części zamiennych i wstrzymaniu dostaw UNRRA stały się w bezużyteczne. Niektóre typy jak John Deere i Farmall jako, że to były ciągniki zaprojektowane do prac pielęgnacyjnych okazały się zbyt lekkie, delikatne i ogólnie mówiąc nieodporne na niski poziom umiejętności ówczesnych traktorzystów.

Traktory amerykańskie okazały się zbyt nowoczesne, a ponadto zostały „odcięte” od części zamiennych.

Pozostawały jeszcze poniemieckie traktory, w tym największą grupę stanowiły ciągniki marki Lanz Bulldog. Ich zaletą była stosunkowo duża moc, prostota budowy i niezwykła wręcz żywotność. Ciągnik ten mógł jeździć na niemal każdym rodzaju paliwa, poczynając od surowej ropy, nafty, gazoliny, spirytusu a kończąc na oleju napędowym. Była to jedna z najprostszych i najbardziej niezawodnych konstrukcji, takich jakie właśnie w tym czasie potrzebowano.
Jesienią 1946 roku dostarczono stary ciągnik Lanz Bulldog serii HR. Ów egzemplarz przyjechał podobno z Pomorza. Był wyeksploatowany i miał spory rozrzut tolerancji wymiarowej, wiele elementów było już zużytych. W lutym 1947 przystąpiono do prac prototypem oznaczonym początkowo symbolem LB-45 (od Lanz Bulldog). Montaż pierwszego egzemplarza zorganizowany został w kącie jednej z hal.
Ten pierwszy traktor rodził się w bólu. Próby z silnikiem nastąpiły na początku marca 1947 roku. 21 marca, gdy zakład opustoszał przystąpiono do prób. Silnik zaskoczył na chwilę i zgasł. Ustawiono popychacz pompy i znów zgasł. Poprawa regulatora obrotów też nie pomogła. Silnik został rozebrany – pasowano cylindry, badano stopień szczelności, sprawdzano łożyska, badano rozgrzane części – na próżno. Silnik nie chciał „zagadać”. Trwało to kilka tygodni, cała ekipa była kompletnie wykończona i nagle pewnego dnia okazało się przypadkowo, że pakuły blokowały odpływ spalin.
W ostatnich dniach kwietnia naciski władz nad dotrzymaniem terminu powodowały, iż prace nad montażem ciągnika trwały non stop i przypominało to trochę współczesne, gorączkowe przygotowywania niektórych kolegów do Festiwalu w Wilkowicach.
30 kwietnia trzy ciągniki wyjechały z fabryki w stronę Warszawy. Jeden zepsuł się tuż za bramą, drugi w połowie drogi. Trzeci dotarł do Warszawy. Prowadzili go panowie Adamik i Zarychta. Ci właśnie ludzie czuli jaka odpowiedzialność na nich spoczywa. W nocy spali w ministerstwie na stołach, bo innego noclegu nie było. Sen z oczu spędzało zmartwienie jak ten ciągnik pojedzie, bo przecież mógł „zwariować”, a poza tym jazda była bardzo wolna, ponieważ ciągnik nie posiadał reduktora. Do tego dochodziły kłopoty z zapalaniem.

Nazajutrz dość wcześnie, już o 6 rano ciągnik był uruchomiony, aby mieć czas i wszystko przygotować. Kierowcy bali się… Na ulicy tłumy. Ciągnik jechał z transparentem „Dar robotnika i inżyniera na 1 Maja dla brata chłopa”. Za ciągnikiem szła dyrekcja, inżynierowie i załoga. 300 metrów przed trybuną ciągnik staje. Wypalił się bezpiecznik w głowicy w postaci łatwotopliwego korka. Delegacja z Ursusa nie wytrzymała, zwinęła transparenty i „w nogi”. Na szczęście dookoła gruzy, w których łatwo było znaleźć drut i po chwili traktor znów jechał. Tak przejechał przed trybuną honorową. Dzięki przytomności tych dwóch panów możliwe, że została uratowana produkcja ciągników. Awaria ciągnika lub niedotrzymanie terminu mogło spowodować brak wiary władz w możliwości Ursusa i wstrzymanie prac nad ciągnikiem.
Wracając do mitów 1-majowego traktora, nawet w broszurz6e wydanej przez zakłady Ursus w 1983 roku z okazji 90-lecia jest błędnie pokazane zdjęcie z tej defilady, gdyż przedstawia ono przejazd 30 ciągników, który miał miejsce dopiero 22 lipca 1947 roku.

To nie 1 maja 1947 jak podano w broszurze Ursusa, ale defilada 22 lipca 1947 z udziałem 30 ciągników Ursus c-45.

Kolejna błędna informacja w tej broszurze mówi o tym, że po defiladzie ten pierwszy ciągnik został skierowany do PGR Karsk koło Pyrzyc. Jest to częściowa prawda, gdyż dopiero po defiladzie 22 lipca na placu Zwycięstwa w Warszawie minister przemysłu i handlu przekazał ministrowi rolnictwa i reform rolnych pierwsze 30 ciągników. Wówczas to ten z numerem 00001 skierowano do Karska.

Ciągnik ponoć sprawował się bardzo dobrze. Pracował głównie w orce na ziemiach ciężkich, gliniastych i przepracował 12 tyś godzin bez kapitalnego remontu. W 1960 roku został wycofany. Jeśli będzie taka możliwość postaram się w tym roku dotrzeć do Karska, być może znajdę tam jakiś ślad PGR i może dowiem coś się o tym pierwszym Ursusie.

Rafał Mazur

Zobacz więcej na