Pracuję na Ursusie

Dodano dnia: 01/04/2019

Za oknami deszcz wzmaga się coraz bardziej. Dziś niestety nie można będzie pracować w polu. Korzystam wobec tego z okazji i na zaproszenie redakcji „Motor” zabieram się do pisania artykułu. Mam opisać swoje doświadczenia w pracy na traktorze.
Przyznam się, że nie jest to dla mnie sprawa prosta. Co innego zaorać kilka hektarów pola, niż opisać, w jaki sposób przejechałem w pracach polowych 4500 godzin bez naprawy głównej lub dlaczego mój traktor jest stale gotowy do pracy. Tajemnica moja jest całkiem prosta, chodzi tylko o to, żeby kierowcy ciągników doprawdy chcieli przekraczać normy. Okaże się wtedy, że jest to całkowicie w ich mocy.

Deszcz coraz większy. Dziś niestety nie będzie można wyjechać traktorem w pole.

Pracuję w spółdzielni produkcyjnej

A więc najpierw parę słów o sobie. Mam lat 32, jestem żonaty i mam troję dzieci. Zawód traktorzysty zdobyłem w 1952 roku w POM Bierutów (powiat oleśnicki). Mieszkam we wsi Żabiak; w ubiegłym roku powstała tu spółdzielnia produkcyjna, do której oczywiście i ja przystąpiłem. Teraz na swoim Ursusie obrabiam pola naszej spółdzielni.
Pracuję więc stale w terenie, o osiem kilometrów od naszych warsztatów POM-owskich w Bierutowie. Z własnego doświadczenia wiem, że traktorzysta, który nie zna dobrze swojej maszyny, nie da sobie rady w pracy polowej, z dala od mechaników.
Nie wystarczy umieć zapuścić silnik i dobrze go prowadzić. Trzeba poznać dokładnie wszystkie zespoły maszyny, nauczyć się samodzielnego usuwania drobniejszych usterek czy uszkodzeń.
Ważną sprawą, o której należy pamiętać przy przeprowadzeniu napraw ciągnika, jest troska o zachowanie czystości. Poważniejszych robót nie można wykonywać na polu, ale pod dachem, w miejscu osłoniętym od kurzu. Przy wymontowaniu poszczególnych części trzeba uważać, by nie dopuścić do zanieczyszczenia wnętrza mechanizmu piaskiem.
Nie wolno też, jak to niestety często robią traktorzyści, naprawiać traktora młotkiem.
A w ogóle pamiętać trzeba o instrukcji obsługiwania ciągnika. Mówi ona m.in. „Osiągnięcie wydajnej pracy traktora możliwe jest wówczas, gdy obsługa techniczna będzie wykonywana fachowo i w ściśle określonych terminach… Nie usunięta w porę zużyta część mechanizmu spowoduje nie tylko przymusowy postój traktora, lecz może zmusić nawet do wycofania go z ruchu w okresie najpilniejszych prac rolnych…”

O traktor trzeba dbać

Kiedy wieczorem zmęczony wracam z pracy do domu, nieraz nie chce mi się zajmować już traktorem. Ale przezwyciężam się, bo wiem, że rano nie będzie już na to czasu.
Przede wszystkim czyszczę traktor z brudu i myję go wodą. Zdarzają się traktorzyści, który do tego celu używają oleju napędowego. To prawda, że po takim zabiegu ciągnik lśni jak nowy. Krótkotrwała to jednak elegancja. Olej chłonie łatwo kurz i wkrótce traktor wygląda jeszcze gorzej, niż myciem. Nie mówię już oczywiście o karygodnym marnowaniu paliwa na mycie, bo sprawę oszczędności dobry traktorzysta zawsze powinien mieć na uwadze.
Po umyciu traktora zabieram się do jego smarowania. Po pracy smar w łożyskach jest jeszcze ciepły i znacznie łatwiej go wypchnąć i zastąpić świeżym. Wieczorem przygotowuję też sobie paliwo na dzień następny. W ogóle staram się traktor tak przygotować, jak gdybym miał zaraz ruszać nim w pole.

Swojego Ursusa myję wodą. Mycie ciągnika olejem daje mu wprawdzie piękny połysk, ale tylko na chwilę. Wkrótce kurz oblepi go całkowicie.

Rano jestem gotów do pracy

Rano nie tracę już czasu na pracę przy maszynie. Ciągnik jest w każdej chwili gotowy do pracy. Uruchamiam więc silnik i przez parę minut pracuje on na jałowych obrotach. Potem dopiero ruszam wolno do pracy…
Śmieją się ze mnie znajomi, że pierwsze sto metrów jadę tak wolno, jak gdybym budził dopiero Ursusa po nocy. Chodzi mi o to, że na wolnych obrotach silnika olej stopniowo się rozgrzewa i wówczas dociera w dostatecznych ilościach do wszystkich części trących.
Wolna jazda poranna ma jeszcze i inne znaczenie. Mogło się przecież zdarzyć, że nie zauważyłem w końcu dnia poprzedniego jakiegoś uszkodzenia. Jadę więc wolno (trójką terenową) i wsłuchuję się pilnie w pracę silnika. W wypadku usłyszenia podejrzanych szmerów mam czas zahamować ciągnik i uniknąć przez to poważniejszych awarii.
W czasie pracy na polu dużą uwagę zwracam na czystość powietrza zasysanego przez silnik. Wiadomo mi, że w 1 metrze sześciennym powietrza na suchej roli znajduje się około 0,1 grama kurzu. Kurz ten, gdyby dostał się do wnętrza silnika, stanowić może groźne niebezpieczeństwo dla sprawnego działania maszyny. Toteż w czasie suszy na roli filtr powietrza czyszczę niejednokrotnie i trzy razy dziennie. Dodatkowo ubezpieczam się w ten sposób, że na rurę ssącą nakładam gęstą tkaninę.

Wieczoram nie raz nie chce mi się zabrać do roboty przy traktorze. Ale przezwyciężam się, bo wiem, że rano maszyna musi być przygotowana do pracy.

Nie o cuda chodzi

Wiem, że opisywane przeze mnie sposoby nie są żadnymi nadzwyczajnymi receptami na przedłużenie żywotu ciągnika. Ale przecież nie o cuda tu chodzi. Pragnę tylko zwrócić uwagę na te proste sprawy, tak zwykłe i codzienne, a nieraz nie zauważone przez traktorzystów.
Traktor trzeba polubić. Wtedy dopiero praca na nim da dobre rezultaty. Tak jak ze stworzeniami żywymi, tak jest z maszynami. I one mają swoje potrzeby, o których trzeba pamiętać. I one umieją się odwdzięczyć za troskliwą opiekę.
Przy należytym i sumiennym obchodzeniu się z silnikiem można poważnie przekroczyć normy przebiegu międzynaprawczego i wykonać znacznie więcej roboty w polu. A wtedy duma z osiągnięcia lepszego rezultatu i powiększone zarobki będą zasłużoną nagrodą za wszystkie wysiłki.

Jan Kałużny
Motor 1953r.

Zobacz więcej na