Walne Zebranie Sprawozdawcze Klubu Traktor i Maszyna
Walne Zebranie Sprawozdawcze Klubu Traktor i Maszyna
Dodano dnia: 20/01/2008
Niektórzy mówią, że są takie stare zapomniane traktory, które wybrały sobie właściciela, choć on jeszcze o tym nic nie wie. Może i coś w tym jest, bo los nielicznych z nich nagle odwraca się na lepsze. Aż dziw bierze, że sprzęt który jest w stanie bliskiej śmierci technicznej, nagle zostaje zauważony. Ktoś poświęca mu swoją uwagę. I mimo nieracjonalnego przecież nakładu sił i środków zostaje przywrócony do dawnej świetności. Bo rzadko kiedy to się tak naprawdę przekłada na korzyści finansowe. Tym razem nasze opowiadanie będzie o Zetorze 25 K, czyli popularnym Boćku.
Pamiętam ten traktor jeszcze z przed kilku laty na Wilkowicach 2004 roku. Jacek przywiózł go jako dopiero, co zdobyty tuż przed festiwalem. To była kwestia dosłownie 2 dni przed. Tak jak stał tak został przywieziony. Przednie opony i felgi, każda z innej parafii, z resztkami niebiesko-granatowej farby, ale ogólnie jak na ten wiek trzymał się nieźle. Ba! Pojechał nawet na prezentację. Wprawdzie z braku akumulatora był odpalany Lanzem na zaciąg – ale gadał i jeździł.
Nie wiem czy już w 2004 roku Paweł był na Wilkowicach i „Bociek” upatrzył sobie przyszłego opiekuna, ale potem czekał cierpliwie prawie cztery lata u Jacka w poczekalni sprzętów. No i jak to bywa w takich przypadkach. Cała sprawa rozegrała się nagle. Nie znam szczegółów ale decyzja u Pawła zapadła w grudniu 2007 roku. Z nowym rokiem miało odbyć się uruchomienie i przekazanie sprzętu. Było to pod koniec stycznia. Zimno ale bez śnieżnie. Niestety Paweł ze swoim Tatą nie mogli dojechać. Natomiast Jacek zaplanował ożywienie Bociana po długim postoju. Nie było to takie łatwe ze względu na niską temperaturę.
Najpierw trzeba było uzupełnić wodę w chłodnicy i sprawdzić jak tam stan oleju i paliwa. Wodę Bociek dostał ciepłą, ale biorąc pod uwagę niską temperaturę i zimny blok silnika ulegała ona szybkiemu wychłodzeniu. Kable, klemy, akumulator i start.
Słychać charakterystyczny stuk wrzucanej zębatki rozrusznika i coś po woli się kręci. Nawet zaczyna się pojawiać dym z komina. Obroty są za małe. Akumulator dostaje w kość. W ruch idzie lutlampa. Płomień przyłożony do rury kolektora daje zawsze ciepłe powietrze. Rozrusznik w ruch i nadal tylko mieli.
Trzeba do sprawy podejść inaczej. Jacek odpala Allgaiera. Weźmiemy go na zaciąg. Mocna lina, zielony Allgaier rusza, Zetorek potrzebuje miejsca żeby się rozpędzić. W końcu puszczam sprzęgło, czarnym dymem z komina widać wyraźny skok obciążenia na silniku Allgaiera. A w Zetorze tylko biała stróżka.
Nie chce gadać uparty. Kilkukrotne próby w ogrodzie nie dały rezultatów. Trzeba więcej miejsca. Traktory zostają ustawione na drodze. Większa prędkość, prosta droga i Zetor jak by próbuje się przebić, zaczyna coś mówić, ale zaraz gaśnie.
Heniu szuka przyczyny, może pompa? I jest, niepozorny paproch przytykał przewód między zbiornikiem a filtrem. Teraz ropa trysnęła jak z szybu w Kuwejcie. Już powinien zapalić. No i kolejny hol. Tym razem zagadał bez mrugnięcia. Słychać miarowe cykanie dwóch cylindrów. Tylko pompa wodna daje o sobie znać wyrzucając na bok fontannę wody. Trzeba dolewać bo szybko jej ubywa. Traktorek gada, ja nagrywam krótkie ujęcia.
Jacek żartobliwie mówi:
– Pocisk to jest Paweł, to jest rakieta! Ale nie no za remont to będzie musiał Paweł
dopłacić.
Heniu dodaje:
– Nagrywaj żeby wiedział kto go odpalał
Jacek na to:
– Żeby wiedział komu ma postawić…
Wracamy, dopóki woda jest w chłodnicy. Heniu Zetorkiem wyjeżdża z bocznej drogi na asfalt, za nim Jacek na Allgaierze. 40 metrów od bramy wjazdowej Zetor zdycha. Na szczęście to tylko brak paliwa. Zetorek został uruchomiony. Przed nim jeszcze długa droga i czas remontu. Ale o tym w części drugiej…
Rafał Mazur