Żniwa po staremu, czyli zmagania z wiązałką i młocarnią

Dodano dnia: 08/12/2011

Rozpoczęliśmy poszukiwania snopowiązałki. A to wcale nie takie proste! W końcu znalazła się Warta 2 z 1988r. w rozsądnej cenie w Grudnej Górnej w woj. Podkarpackim. Odległość: jakieś 120km. Nasuwa się pytanie jak to „coś” przewieźć. Padło na przyczepę-platformę. Po przyjeździe na miejsce małe problemy z załadunkiem, ale po użyciu kilku porządnych desek i C-360 byłego właściciela się udało. Przy okazji wyszedł następny problem: wiązałka jest za szeroka i wystaje poza przyczepę. Trudno, może panowie prawa będą mieli jakiś szacunek do starych maszyn. Jedziemy. Już po kilku kilometrach pojawia się problem: Motowidło plącze się w drzewach przydrożnych, mamy więc przymusowy postój na demontaż motowideł. Potem już idzie gładko, nawet na szosie E40 nie było problemów przy prędkości rzędu 70-80 km/h, mimo wcześniejszych obaw. Za to po przyjeździe pojawiają się problemy z rozładunkiem, JCB CX4 znajomego ma zbyt krótkie widły, ale po przewiązaniu pasem transportowym udaje nam się ściągnąć wiązałkę z lawety na środek wiejskiego skrzyżowania. Następuje montaż dyszla i odholowanie wiązałki za pomocą C-330 sąsiada, u którego tymczasowo będzie przetrzymywana.
Na dwa tygodnie przed żniwami rozpoczynamy przygotowania – smar i olej, sprawdzanie wszystkich ruchomych elementów, okazuje się że wcale tak dużo czasu nie ma, potrzeba nam aż dwóch weekendów i to mimo instrukcji jaką otrzymaliśmy dzięki uprzejmości jednego z retrotraktorzystów oraz pomocy znajomego który miał przyjemność pracować takim sprzętem jeszcze kilkanaście lat temu.
Żniwa. Mimo iż nie mamy pojęcia skąd wziąć młocarnię, decydujemy się na koszenie wiązałką. Do jej napędu użyjemy C-330M sąsiada, Zetor 6911 będzie służył jako pojazd pomocy drogowej – była bardzo potrzebna. Do skoszenia: około 1ha owsa. Czas pracy wg instrukcji: 1 -1,5h, nam wyszło około 2h koszenia oraz 4h usuwania awarii w warunkach polowych. Główne awarie związane były z supłaczem, a dokładnie z tępym nożykiem oraz płótnami, które zresztą okazały się być w marnym stanie, a sprawdziliśmy je dopiero na dzień przed. Nasz błąd. Na drugi dzień ustawianie snopów w kopki, czas pracy w 2 osoby – około 1h, podejrzewaliśmy że będzie gorzej. Owies w kopkach, trzeba szukać maszyny do młócenia, znaleźliśmy, o ironio, w Grudnej Dolnej, ale poprzez lokalne kontakty dowiedzieliśmy się o takiej samej maszynie która znajdowała się w odległości 100 metrów od nas. Jest to maszyna typu sztyftówka z 1930r, bez wialni, firmy Agromet Lublin. Super. Snopki przeschły, więc zwozimy, ale nie mamy jak młócić – brakuje nam napędu do młocarni, w domu brak siły, sąsiad mimo wcześniejszym zapewnieniom nie użyczy przyłącza. I tak snopy leżą przez miesiąc w zamkniętych „blaszakach”. W końcu dorwaliśmy przystawkę pasową do ursusa C-330/C-328. Pojawia się następny problem: przystawka nie pasuje do mojego Zetora 6911, a C-330M nie ma już mocowania na przystawkę, nie mówiąc o tym że w międzyczasie ten zdążył się jak co roku w okresie żniw zepsuć. W końcu po wyspawaniu ramki do przystawki na TUZ udało się ją podłączyć odwrotnie, tj. końcówką przez wałek do ciągnika. Młócimy, dwa dni schodzi w 2 osoby. Pakujemy w worki i do chwili obecnej czekamy na możliwość wyczyszczenia ziarna w pobliskim oddziale IHAR-u.
Wnioski z tegorocznych żniw: w przyszłym roku powtórka, przy czym wymienione zostaną płótna, paski klinowe i nożyk wiązałki (bo o dziwo części można dostać w Agromie) i być może uda się sprawić młocarnię z wialnią, przy czym obecnej na pewno się nie pozbędę, zbyt ładnie pracuje.

Sven „svecla” Claassen

 

Zobacz więcej na