Walne Zebranie Sprawozdawcze Klubu Traktor i Maszyna
Walne Zebranie Sprawozdawcze Klubu Traktor i Maszyna
Dodano dnia: 20/07/2012
Po dłuższych poszukiwaniach znaleźliśmy odpowiedni egzemplarz. Warunkiem koniecznym była jako taka sprawność techniczna oraz dokumenty. Po dogadaniu szczegółów ze sprzedającym, Przemek zorganizował transport i tym sposobem po godz. 9, w środowy ranek, ruszyliśmy na Śląsk, dokładnie do Wodzisławia Śląskiego.
Po kilku godzinach jazdy znaleźliśmy się na właściwej ulicy. Po przywitaniu z właścicielem, pierwsze zaskoczenie. Poznał mnie ze zdjęć na niebieskim Zetorze z 1958 roku! Nawiązaliśmy więc nić porozumienia. Prędko poszliśmy oglądać cel naszej podróży. Wcześniej widzieliśmy go jedynie na kilku fotkach wysłanych mmsem. W niewielkiej szopce stał lekko zakurzony traktor. Powietrze w oponach powodowało narastające emocje związane z przejażdżką. Tylko czy odpali? Z powodu braku akumulatora, konieczne było podpięcie przewodów z ciężarówki. Najpierw jednak wyciągnęliśmy go na zewnątrz. Męska decyzja – odpalamy na zaciąg! Pierwsze szarpnięcie i strzał – pękła stalowa linka, która od początku wydawała się za słaba. Po chwili zaczepiliśmy już elastyczną linkę i gaz do dechy. Było nieco pod górkę, ponadto trochę padało, więc ciężarówka na mokrej trawie miała słabą przyczepność. Zetor po kilku metrach zapalił, po czym wyrzucił z siebie kilka obłoków jasnego dymu. Właściciel obiecał dzieciakom przejażdżkę – nie ma problemu. Po chwili dwaj mali traktorzyści robili rundkę traktorem. Byli bardzo zadowoleni, ale przyszedł też moment na łzy. Ciężko było im się rozstać z traktorem. Obiecaliśmy, że w Wilkowicach będą mogli przejechać się wyremontowanym Zetorem. Również wspólna fotka, z mającym za chwilę odjechać ciągnikiem, poprawiła humor. Następny w kolejce byłem ja. Przyznam się szczerze, że miałem długą przerwę i cieszyłem się z tego nie mniej niż dzieciaki. Mimo fatalnej pracy regulatora obrotów, który jakby w ogóle nie działał, traktor żwawo pokonywał wzniesienia. Przyjemność z jazdy odbierała jedynie konieczność ciągłego „wajchowania” ręcznym gazem, aby traktor nie zgasł i nie wkręcił się na zbyt wysokie obroty. Po rundce między drzewkami nadszedł czas załadunku. Na jedyneczce spokojnie wdrapał się po śliskich najazdach, a Przemek zadbał o to, żeby już stamtąd nie odjechał. Kilkanaście pasów unieruchomiło go na dobre. Przyszła kolej na formalności i zapłatę. Tradycyjnie udało się wynegocjować co nieco na koszty paliwa i po dobrej kawie i herbacie mogliśmy jechać dalej.
Minęły kolejne 4 godziny, a do nowego domu mieliśmy coraz bliżej. Zatrzymaliśmy się jeszcze w Obornikach, aby Przemek mógł otrzymać gratulacje od mojego taty. Fachowiec potwierdził trafność zakupu. Krótka dyskusja na temat oryginalnych detali. Zetor posiada prądnicę PAL, zaczep tylny, filtr powietrza z oryginalnym odstojnikiem i kilka innych poszukiwanych podzespołów. Oprócz szpecącego siedzenia i kierownicy z Malucha jest niemal zupełnie kompletny.
Około godziny 20.30 dotarliśmy na miejsce rozładunku. Początkowo chcieliśmy odpalić Zetora „na kablach”, ale rozrusznik nie chciał się zazębić. Trudno. Po zepchnięciu z najazdu i zarzuceniu linki na hak ruszyliśmy go zaciągać. Jak to często bywa w takich momentach, posłuszeństwa odmówił sprzęt rejestrujący. Konkretnie skończyło się miejsce na karcie aparatu. Trudno. A trzeba przyznać, że byłoby co oglądać. Po „zapuszczeniu” silnika udaliśmy się na krótką przejażdżkę. W między czasie wyleciał gwóźdź, który miał za zadanie ryglować bębenek na pompie wtryskowej. Efektem jego „dezercji” było rozkręcenie się Zetora na niebezpiecznie wysokie obroty. Snop iskier z tłumika ostatecznie zmotywował nas do działania i po chwili ugasiliśmy zapędy „boćka”. Idąc w ślady poprzedników, założyliśmy kolejnego gwoździa i już spacerowym tempem zajechaliśmy na podwórko. Kilka minut wsłuchiwania się w prace silnika, gratulacje, podziękowania i koniec akcji. Życzymy wytrwałości małżonce Przemka! Z pewnością dalsze losy Zetora będą opisywane na forum, a być może pojawi się on również w Wilkowicach. Czas pokaże, ale nowy właściciel ma sporo zapału, więc wszystko jest na dobrej drodze. Tymczasem zachęcamy do zapoznania się z krótką fotorelacją.
Paweł Rychter