Wyprawa na podbój Nysy

Dodano dnia: 07/10/2012

W dniach 5-7 października 2012r. odwiedziliśmy serdecznego kolegę Mariana Mamalę z Nysy. Odwiedziny były w planach już od dawna lecz nie dochodziły do skutku, a to natłoku spraw i braku czasu a dochodziły do tego spore kilometry do przejechania (około 370km). Jednakże po oficjalnym zaproszeniu od Mariana i uzgodnieniu szczegółów w końcu się udało. W piątkowy ranek start ze skansenu w Starych Budach. Gotowość w wyprawie melduje zarówno Skansen Stare Budy Marek (MarekSkansen), Sabina oraz najmłodszy traktorzysta Krzyś, a także Mały Skansen Dobrodzieja w składzie – Grzegorz (Dobrodziej103) i Daniel (Kefir).

Godzina 10.00 start, Marek oznajmia, iż po drodze podjedziemy zobaczyć jedną rzecz. Okazuje się że mamy do nadrobienia 200km, ale czego to się nie robi w naszej pasji. No cóż, na razie nie zdradzam cóż to byliśmy oglądać i narzucam na tę sprawę nutę tajemnicy. Spotkała nas jeszcze jedna przygoda gdyż w pewnym momencie zginęły nam tylne światła pozycyjne i bynajmniej nie była to sprawa bezpieczników czy spalonych żarówek. Cóż trzeba jechać dalej, zajmiemy się już tym po dotarciu do celu. W wyniku przedłużenia się tej sprawy, mamy trochę opóźnienia, lecz bezstresowo przy rozmowach ruszamy w kierunku naszej „Ziemi Obiecanej” tego dnia czyli Nysy. Około godziny 18.25 jesteśmy u celu, niebo już okrywa się mrokiem i widać tylko czerwono-pomarańczowe promienie zachodzącego słońca. Marian dzwoni, iż czeka na nas na stacji paliw na wlotowej trasie do miasta.

Wjeżdżamy na stacje i następuje gorące przywitanie z gospodarzem. Dla tej chwili czekaliśmy cały dzień, nie przeszkadzają już bolące plecy, znużenie jazdą i inne dolegliwości. Minęło to wraz z chwilą przywitania. O to chodziło, o spotkanie, o miejsce, o ludzi. Marian zaprasza do siebie i mówi że poprowadzi. Przejazd przez Nysę nocą to świetna sprawa, miasto naprawdę piękne. Po chwili dojeżdżamy pod mieszkanie Mariana. Zostajemy tam serdecznie ugoszczeni kolacją i upragnioną kawą. Toczą się rozmowy, wiele tematów do obgadania po całym dniu wyczekiwania zarówno przez jedną stronę jak i drugą. Marka zachwycił duży, piękny, zegar stojący, na wagi który dumnie ozdabia salon. Fakt jest taki, iż robił wrażenie.

Po wszystkich pogaduchach, Marian zaprasza na miasto. Po pokazywał trochę miasta nocą, odwiedziliśmy ładnie oświetlony deptak, i trzeba przyznać, iż Nysa posiada przepiękną katedrę i kilka zabytkowych kościołów. Marian oprowadzając nas opowiadał ciekawe historie. Najbardziej zainteresowała nas kwestia powodzi która też miała kilka swoich niewytłumaczonych tajemnic i mocno była związana z historią tegoż miasta. Powrót do domu, jeszcze chwila rozmów i powoli każdy udał się do spania.
Sobota, wczesnym rankiem śniadanie i uzgodnienie co dziś robimy, gdzie ruszamy. Najpierw ustalamy, iż podjedziemy do Mariana na jego warsztat i zbadamy zniknięcie świateł a przy okazji ujrzymy miejsce w którym powstają ciągnikowe dzieła sztuki. Po dojechaniu na miejsce, Marian otwiera drzwi warsztatowe i naszym oczom ukazują się piękne obrysy Zetorów.

Jeden którego już dobrze znamy czyli „błękitne niebo” i drugi który był już pod koniec remontu, w dosyć ciekawym kolorze zgnitej zieleni. Był to jeden z najstarszych modeli Zetora 25 z 48r. Starego typu skrzynia, dolny wydech, kierownica starego typu, brak rozrusznika i wiele innych szczegółów o których można by mówić i mówić. Miejsce może nie powala ogromem, lecz panował tam porządek jakiego inni by mogli się uczyć. Wszystko „po Bożemu”.

Można także było przyjrzeć się kolejnemu ciągnikowi (choć z ciągnikiem na razie miało to mało wspólnego) jakim był Zetor 25K a raczej jego skrzynia która była już zmontowywana, a obudowa wydarta do żywego metalu. Właśnie tak powinno się remontować traktory, wszystko starannie wyczyszczone, przepatrzone i naprawione bądź zregenerowane. Inni mogliby podziwiać i z pokorą się uczyć od takich mistrzów remontów Zetorów jakimi są Marian Mamala i Zenon Maliniak. A co się tyczy właśnie tego „Bociana” to jak na razie tutaj także nakłada się płachtę tajemnicy na ten projekt. Dowiecie się o nim w odpowiednim czasie.

Mamy okazję ujrzeć także skład części do ciągników. Marian oprowadził nas po „włościach” i pokazał także ciekawy ciągnik Skoda który także czeka na swoją kolej. Marek z Dobrodziejem w tym czasie naprawili światła a więc pada hasło, iż ruszamy w dalszą drogę czyli przyjmujemy kierunek na Czechy i później Wambierzyce, gdzie znajduje się przepiękna katedra i skansen.

Wyjeżdżamy kawałek z miasta i zatrzymujemy się nad Jeziorem Nyskim które zaparło dech w piersiach. Widok super, w połączeniu z tak słoneczną pogodą.

Po drodze na chwilę wstępujemy do „Letniej Rezydencji Mamalów” a mianowicie do posiadłości jaką Marian nabył. Zabytkowe budynki świetnie zgrywały się z dużym ogrodem wokół. Trzeba przyznać że Mariana czeka jeszcze tam sporo pracy ale efekty już widać, a wiemy bardzo dobrze po remontowanych przez niego z precyzją ciągnikach, że jak się za coś bierze to konkretnie i nie odpuszcza. Chwila rozmów i ruszamy dalej.

Zatrzymujemy się przy granicy na pamiątkowe zdjęcie, a Marian pokazuje nam drogę którą będziemy jechać przez Czechy. Nadmieńmy, iż Marian to człowiek światowy i do „Czech” to ma za darmo.

Widoki po drodze są przepiękne. Jedzie się miło, pogoda sprzyja, mały ruch i droga do Wambierzyc minęła jak z bicza strzelił.

Skansen w miejscowości Wambierzyce zrobił na nas wrażenie ilością zgromadzonych eksponatów. Od maszyn rolniczych (żniwiarki, młocarnie, pługi, siewniki, śrutowniki, kieraty, wialnie, wozy, młynki…) narzędzi zarówno rolniczych jak i gospodarstwa domowego (cepy, wagi, pralki, centryfugi, żelazka, magle, zastawy domowe, butelki…) przez rzeczy rzemieślnicze np. drwali lub cieśli; aparaty fot., radioodbiorniki, telewizory, rzeczy sakralne (obrazy, figurki), skamieniałości, znaleziska archeologiczne, wpinki okolicznościowe i tarcze szkolne. Mnóstwo zebranych rzeczy które można by podziwiać i nie nudzić się przez cały dzień. Marian zafundował nam wiele frajdy pomysłem odwiedzenia tego miejsca.

W tej miejscowości jest także bazylika która swoim ogromem i położeniem zwraca uwagę już na wjeździe. A „zdobycie jej” nie jest takie proste. Raczej ze względu na powagę tegoż miejsca ograniczyliśmy robienie zdjęć.

Wracamy do Nysy, zatrzymujemy się jeszcze na chwilę postoju nad Jeziorem Otmuchowskim na przysłowiową „fajkę” i przed powrotem do domu, chwila konwersacji przy papierosie. Dzień minął świetnie, a pogoda zafundowała nam wręcz wakacyjne odczucia. W domu przy kolacji dalej toczyły się ciekawe rozmowy i wymiana doświadczeń.

Niestety niedzielnym rankiem pogoda nas rozczarowała, chłód, rzęsisty deszcz który nie ustawał, lecz nie przeszkodziło to nam w tym ażeby iść na poranną mszę do pięknego kościoła, będącego nieopodal. Przy śniadaniowych rozmowach i kawie już dało się odczuć atmosferę tego, iż będziemy odjeżdżać. A to ktoś się pakował, a to znosił torby itd. No cóż po południu nadeszła ta chwila, która nadejść musiała. Żal było odjeżdżać, serce krajało się na myśl przekroczeniu progu i zejściu do auta aby odjechać w stronę Mazowsza z tak pięknych stron i od tak fajnych ludzi. Pamiątkowe zdjęcie i Marian wyprowadza nas z miasta na trasę wylotową. Na stacji żegnamy się i cóż, ruszamy w dalszą drogę. W skansenowe bramy wjeżdżamy coś koło godziny 23. Dziękujemy serdecznie Marianowi, Eli oraz Kasi za ugoszczenie, dobre jedzenie, mile spędzony i świetną atmosferę. Pozdrawiamy także Wojtka który nie mógł być obecny i zobaczyć się z nami w ten niezapomniany weekend. Nie zapominajmy także o Zenonie Malinowskim. Jeszcze raz bardzo mocno dziękujemy.

Daniel Pindor – Kefir93
Grzegorz Pindor – Dobrodziej103

 

Zobacz więcej na