Ratujemy młocarnię

Dodano dnia: 16/05/2007

Całkiem niedawno, w sobotnie popołudnie przejeżdżając przez Polskę, wstąpiłem do naszego Kolegi Jacka. Trafiłem świetnie nie tylko ze względu na wspaniałą pogodę, ale zapowiedź obejrzenia namierzonego wcześniej znaleziska. Plan był taki: jedziemy obejrzeć młocarnię i jeśli się uda od razu zabieramy ją ze sobą. Zadanie mogło wydawać się dość karkołomne, gdyż maszyna stoi ponoć w stodole bardzo długo i jest „zastała”. Po za tym jak i czym ją zabrać? Od czego ułańska fantazja. Jacek postanowił użyć do tego samochód – jeśli choć trochę jej koła i łożyska są sprawne to spróbujemy wyciągnąć ją pasami przy pomocy VW Busa.
Czyli jedziemy na akcję. Maszyna należała do wdowy, która po śmierci męża nie ruszała sprzętu.
Zajeżdżamy na miejsce, okazuje się, iż starszej Pani nie ma, będzie za godzinę. A wiec w miedzy czasie postanowiliśmy dla innego kolegi załatwić kupno przyczepki ciągnikowej, która stoi niedaleko u gospodarza. I tak zrobiliśmy. Po długich negocjacjach ostatecznie strony uzgodniły cenę. Wtedy trzeba iść „za ciosem” – natychmiast podczepiamy przyczepkę do Busa, sposobem na „węzeł gordyjski”. Gospodarz ze zdziwienia zrobił wielkie oczy. Pominę fakt, że ta traktorowa przyczepka za samochodem rozwinęła prędkość 80km/h, chodziło o to żeby szybko przemknąć. Po jej odczepieniu u znajomych, wracamy po młocarnię.

Na miejscu okazało się, że cena sprzętu nieco wzrosła. Przybyli synowie starszej Pani i coś zaczęli miarkować. Dla nas był to sygnał, że zaraz po rozliczeniu transakcji dziś trzeba zabrać sprzęt. Inaczej jutro ustalenia mogą okazać się nieaktualne lub cena znów podskoczy.
Ostatecznie zachodzimy na tył stodółki, otwierają się drzwi i naszym oczom ukazała się niezwykła maszyna. Młocarnia nieznanej firmy, praktycznie wykonana w 95% z drewna. Idealnie zachowana. Spowodował to prawdopodobnie „suchy klimat” panujący w stodółce. Pierwsze oględziny pozwalają stwierdzić, że młocarnia jest w naprawdę dobrym stanie i wszystkie mechanizmy ruszają się. Interesujący jest zębaty bęben omłotowy, trzy drewniane wytrząsacze klawiszowe oraz nadbudowana na górze młocarni poprzeczna wialnia sitowa z dokładną separacja ziarna. Można powiedzieć, że to cudo pochodzi z przed przynajmniej 80-90 lat, jak nie więcej.

Teraz trzeba było to jakoś ruszyć. Ręcznie maszyna nie chciała się przesunąć. A więc samochód. Długi pas posłużył za linę holującą . Ruszyła… nagle stop. Góra wialni może nie przejść przez otwór drzwiowy. Trzeba lekko podkopać wyjazd. W końcu udało się. Delikatnie spokojnie, zbudzone znalezisko wyjeżdża ze swojej sypialni. W końcu pokazała się w całej okazałości. Jest piękna, resztkami sił skupiam się na wykonaniu fotek i pomocy przy ewakuacji młocarni. Nie chcemy tez sprawiać przed synem starszej Pani wrażenia, że jest to cudo. W głębi stodoły znalazł się stół do słomy, zwinięty pas transmisyjny, koło pasowe i klika drobnych rzeczy. Pakujemy to na samochód i wzmacniamy hol. Teraz czeka nas droga.

Spokojnie maszyna rusza za samochodem. Udało się przejechać 80m łączki, wjeżdżamy na leśną drogę. Tu idzie doskonale. Młocarnia sprawia wrażenie jak by była stworzona do takich przejażdżek. Obserwujemy po bokach koła, czy przypadkiem któreś nie chce odpaść. Na leśnej krzyżówce o mały włos zachodzące za śladami samochodu przednie koła młocarni nie wprowadziły jej na drzewo. Udało się w ostatniej chwili odchylić tor jazdy. Po kilometrze niezwykły transport wjeżdża do wioski. Mieszkańcy ze zdziwienia przecierają oczy. Największe poruszenie samochód ciągnący „nie wiadomo co” wywołuje pod sklepem spożywczym.

Ostatecznie maszyna trafia na zaprzyjaźnione podwórko, gdzie poczeka na lawetę. Kolejne oględziny zrobione już trochę na spokojnie pozwalają stwierdzić resztki napisu: „Maschinenfabrik Poppa ….hlaaro”. Ten ostatni wyraz jest nie do odczytania.
Koledzy może ktoś z was ma informacje co to za maszyna, lub coś na temat producenta. Bardzo prosimy o kontakt i pomoc w rozwikłaniu tej zagadki.

Rafał Mazur

Zobacz więcej na