Po Wilkowicach

Dodano dnia: 22/09/2007

Najwspanialsza tegoroczna impreza już za nami. Ale pozostały miłe wspomnienia, fotografie i filmy. Myślę, że w zimowych okolicznościach warto będzie do tego wracać.
Obserwując forum Retrotraktora, już od czerwca dało się zauważyć wzrastające napięcie i gorączkowe przygotowywania. Każdy z uczestników na swój sposób przeżywał ten czas i nie szczędził wysiłków.
U mnie prace szły nad przywróceniem wyglądu w nośniku RS-09. W planach był oczywiście Holder EBII, ale jak się okazało zakres i czasochłonność czynności przy tym pierwszym ciągniku nie pozwolił na renowację tego drugiego. Do samego końca trwały prace i niepewność związana z organizacją transportu. Do tego trzeba było przygotować mnóstwo drobnych rzeczy na stoisko firmowe Retrotraktora. Na szczęście model młocarni MSC-7 sprzężony z pracą Ps-3 uruchomiony po raz pierwszy po dwu letniej przerwie działał dość dobrze i po kilku poprawkach napędu pasowego prasy, „zatwierdziłem” go do wyjazdu.

Do renowacji poszedł również, zakupiony na aukcji, 40 letni model pługa Pz-1, który to udało się na szczęście przygotować do Wilkowic.
Problem sprawiała po powrocie z Minikowa pompa wody w moim Zetorze. Właściwie kwalifikowała się do natychmiastowej wymiany. Na szczęście udało mi się wypożyczyć na czas Wilkowic dość dobry egzemplarz, dzięki czemu ciągnik nie sprawiał kłopotów podczas festiwalu.
Najtrudniejszy dzień to chyba czwartek. Czy wszystko przygotowane, czy wszystko będzie działać, czy dojadą lawety? I czas wyjazdu – piątek, od rana pakowanie, zwożenie i dużo telefonów. Po południu jeszcze pompowanie kół w ciągnikach. O 16:00 już RS-09 stoi na lawecie, o 17:00 na Stara wszedł Holder, a potem Zetor. Wszystko gra. Tylko pogoda niesprzyjająca. Po drodze nękają nas mżawki i wiatr. Na trasie tuż pod Poznaniem, dołącza do nas kolega z kolejnym ciągnikiem na pace. Jedzie nas teraz kawalkada 4 samochodów.

Tuż przed Wilkowicami pogoda jakby się wyklarowała. Dojeżdżamy grubo po zmierzchu, a tu już plac prawie pełny, choć inni są jeszcze w drodze. W półmroku stoją ciemne sylwetki ciągników i maszyn. Jesteśmy zbyt zmęczeni – decyzja – wyładunek zrobimy rano. Miło było rozlokować się na polu namiotowym i usiąść do wspólnej kolacji wraz z wcześniej przybyłymi uczestnikami. Impreza była zabezpieczona pod każdym względem. Kontener z łazienkami i prysznicami już podłączony. Dla tych, którzy nie mieli własnego lokum, Karol przywiózł specjalny duży wojskowy namiot.
Trochę chłodny poranek obudził nas pięknym słońcem, rosą i wystrzałem z pierwszego uruchomionego silnika. Dzień zapowiadał się pięknie.

Tym bardziej żwawo przystąpiliśmy wspólnymi siłami do budowy wspólnego stoiska Retrotraktora sąsiadującego z zaprzyjaźnionym miesięcznikiem „Agromechanika”.

Znów duże podziękowania dla Karola, który wyposażył nas w tylna ścianę namiotu i bardzo wzbogacił wystrój. Miedzy innymi dość ciekawie prezentował się zbiór literatury do ciągników amerykańskich w tym w szczególności do John Deera. Paweł przywiózł wspaniale wykonany model Ursusa C-45 i debiutujący na festiwalu jedyny w Polsce i śmiem powiedzieć na świecie model Zetora 25 na stalowych kołach. Wielkie brawa i podziękowania należą się dla Sylwka za pomoc i dzielną opiekę nad naszym stoiskiem w chwilach spiętrzenia i braku redaktorów z Retrotraktora. Było to dość wyczerpujące zajęcie, gdyż namiot RT był oblegany bardzo licznie.

Po ustawieniu stoiska zjechałem z lawety nośnikiem, a następnie przy pomocy usypanej rampy sprowadziłem Zetora i Holdera. Ten ostatni został sprzęgnięty do zaczepu Zetora i tak pojechaliśmy z miejsca wyładunku oddalonego jakieś 200 metrów do placu wystawowego.

Piękne wschodzące słońce i stosunkowo jeszcze nieduża liczba zwiedzających sprzyjała wykonywaniu zdjęć. Potem przybył Marcin przywożąc swój pięknie odnowiony pielnik POK dla , którego znalazło się honorowe miejsce.

Cały dzień obfitował w atrakcje podczas, których dobrze bawili się zarówno zwiedzający jak i sami uczestnicy. Utkwił mi w pamięci slalom, w którym podczas powrotu do lini startu chciałem przyspieszyć i wrzuciłem szóstkę. Duża prędkość i ukryty uskok w trawie spowodowały podbicie do góry ciągnika i „wyfrunięcie” maski z zaczepów. Na szczęście dojechałem do mety, a maska nie wpadła w wentylator. Skończyło się na „podniesionym ogólnym ciśnieniu”. Sobota była dniem mnóstwa rozmów i trudno mówić o chwili wytchnienia, ale było to bardzo pozytywne zmęczenie. Wieczorem odpoczynek przy muzyce, dobrym jedzonku i piwku. Niedziela rano przybywa na nasze stoisko Mirek z odrestaurowanym pielnikiem POK i rodzynkiem – siewnikiem punktowym do warzyw. Ślicznie odnowione. Ale najwspanialsze są jego modele pielnika, siewnika i sieczkarni, zrobione tak misternie, iż nie można było uwierzyć, że wykonała je ręka ludzka.

Tuż przed dziesiątą odpalamy ciągniki i jedziemy do pobliskiego parku. Tam na drodze wijącej się wśród drzew formuje się kolumna uczestników parady. Wspaniała chwila, traktory wygaszone jakby na chwilę uspokojone stoją wężykiem. Na samym początku nie widać końca do którego dołączają następne maszyny.

Mamy godzinę czasu. Rozmowy, podziwianie i oglądanie ciągników to jeden z najprzyjemniejszych akcentów dnia. I wreszcie słychać lekko w oddali uruchomiony zostaje pierwszy ciągnik. To Lanz dwunastka.
Ruszamy… Stojący przed mną Dzik-2 należący do Jacka coś zakaprysił. Nie daje się uruchomić. Jacek robi co może. Na chwilę Dzik zagadał i zgasł. Widzowie żwawo pomagają uruchomić Dzika z przyczepą na pych. Nic z tego. Czoło kolumny już ruszyło i oddaliło się na jakieś 50 metrów.

Jacek daje znać, żeby nie czekać. Omijam Dzika, trzeba „załatać dziurę” i dogonić przód parady. Zdezorientowany tłum widzów myśląc, że to już koniec zalał trasę przejazdu, więc jadę jako pierwszy dość uważnie. Ehhh na przyszły rok zakładam klakson. Miło było otrzymywać brawa i pozdrowienia od licznie przybyłych widzów. Tuż za mną Daniel zasuwa Ursusem C-25 ciągnąc jeszcze komplet pasażerów na wozie konnym.

Dopiero po 800 metrach udało nam się dołączyć do ciągników poruszających się na czele. Dalej zjeżdżamy w kierunku placu wystawienniczego. I nagle stop. Stoimy. Przestój przedłuża się, co się dzieje? Dopiero po pewnym czasie dowiedziałem się, że Lanz dwunastka miał awarię układu kierowniczego i zahaczył o ogrodzenie. Długa kawalkada zmierza na plac manewrowy, ciągniki są ustawiane w kilku rzędach. Panuje niezłe zamieszanie, ale i widać że wszyscy nieźle się bawią.

Harmider, huk silników, ziemia dosłownie drżała pod nogami. Wspaniała chwila – chciałoby się zatrzymać czas w miejscu. Napływają kolejne ciągniki i końca nie widać! I wjeżdża Dzik-2 Jacka. A więc udało się uruchomić. Dowiedziałem się, że świeca była zalana, na szczęście jest i zapasowa. Wspólne fotki w dużym gronie i zajeżdżamy do boksów.

Zaczynają się prezentacje. Tym czasem na naszym stoisku Retrotraktora oblężenie. Sylwek dzielnie administruje modelami ciągników. Uruchamia małe omłoty, czyli model młocarni MSC-7 z prasą. To przyciąga rzesze dzieci. Już zapowiadają prezentację mikrociągników. Chwytam za korbę, zapalnik saletrowy i próbuje uruchomić Holdera. Kilka prób i nic. Dość uparty… w końcu zagadał. Jedynka i prowadzę go w kierunku miejsca pokazów. Zapraszam do towarzystwa, moich nowo poznanych sympatycznych znajomych – załogę pięknie odrestaurowanego Holdera B10. Wszak prawie jak rodzina. Plac pokazów oblega gesty tłum. Przemierzenie na piechotę za ciągnikiem zajęło mi trochę czasu, ale był to debiut mojego nowego nabytku.

Po chwili wjeżdżają większe ciągniki. Uruchamiam Zetorka. Akumulator jest już słaby, na szczęście wystarczy jeden obrót wałem i zaskakuje. Zaś mój nośnik narzędzi był pod opieka kolegi i on prezentował go szerszej publiczności.
Przy konkurencji toczenia beczki uczestniczyłem jako obsługa przyprowadzająca beczki na linie startu. Zastanawiało mnie co jest trudniejsze czy toczenie ciągnikiem czy nogą? Paweł jak pamiętam został sekundantem i skrupulatnie mierzył czas zawodników.
Po pokazach żniw, młócenia, odpalania Lanzów. Nadeszła chwila pożegnania, wręczenia dyplomów pamiątkowych oraz nagród dla zwycięzców konkursów.

Podczas wjeżdżania na rampę załadowczą nadeszła nawałnica solidnie roztapiając wszystko wokół. Przemoczeni do suchej nitki wtoczyliśmy Holdera. Zetor zaś taplając się w błocie wszedł na skrzynię bez problemu. Kilka tirów ugrzęzło na pobliskim polu.

Moim zdaniem to był najwspanialszy z dotychczasowych festiwali. Wydłużenie imprezy do dwóch dni wydaje się być trafionym pomysłem. Powrót do codziennej rzeczywistości był dość trudny. Dopiero około środy doszedłem do siebie.
Koledzy zachęcam Was do przysyłania swoich wspomnień i przemyśleń na temat minionego festiwalu. Piszcie śmiało czy dużo czy mało.

Rafał Mazur

Zobacz więcej na