meserszmit szpecu widzę, że znasz się wybornie.
Co do używania wzbogacaczy i innych cudów wspomagających odwalanie. Silnik ten powinien latem palić od strzała po nocy, z okręconym "przyspieszaczem", tzn. to kółeczko przekręcamy w lewo/prawo, aż zaskoczy, on automatycznie po odpaleniu się powinien wyłączyć, tj. wyskoczyć. Jeżeli mimo to nie chce palić, to jest kilka opcji, zajechana pompa, wtrysk; słaba kompresja; za mała dawka paliwowa na pompie, co dalej skutkuje zbyt mała ilością paliwa na wtrysku. Wszystko można ogarnąć i sprawdzić. Ale trzeba czasu i wiedzy
Druga rzecz to właśnie odpalanie za pomocą samostartów, kopciuchów itp. Sprawa ma się tak. Esy, esioczki.... nie mają świec żarowych, więc odpalając rano silnik, zalany zimną wodą w ilości jakoś 30 l musi przeciwstawić opory, żeby podgrzać w tym wymrożonym cylindrze mającym temp. teraz pewne jakieś 4-10 stopni powietrze do koło 80-100 stopni C, jak nie lepiej, aż tak tej charakterystyki nie ogarniam i nigdy się w to nie zagłębiałem. Wystarczy spojrzeć, że mamy silnik diesla w samochodzie i padają świece żarowe, to odpalenie silnik to jest katorga mimo 4 cylidrów i rozrusznika
Nasz esiok musi jednym tłokiem sprężyć powietrze, jak załapie 2-3 obroty i damy pedał gazu na max to odpali, ale można sobie wspomóc to kręcenie i zajeżdżanie rozrusznika o ile on jest, jeżeli go nie ma to już w ogóle katorga, bo korbą tak długo się kręcić nie, ręka odpadnie po 10 obrotach. Więc powinno się na noc zlać zimną wodę, rano wlać ciepłą, ja zalewałem 1-2 litry i starczało, tak, żeby zalało cylinder. Ale fizyka jest nieubłagana i z gorącej wody, ciepło zostanie w kilka chwil pochłonięte przez zlodowaciały metal cylindra i wodę znów mamy zimą, stąd w instrukcji Andoria zaleca kilka takich przelewać, zalewań gorącą wodą, tj. wlewamy, czekamy, zlewamy, podgrzewamy i tak w koło.
Istnieje też inny sposób, może łatwiejszy. Naszym dziadkom, ojcom nie chciało się targać wody, wiadomo prądu nie było, gazu też nie, w kotle przy piecu wody się dużo nie nagrzało, więc robiono "kopciuchy", kawałek szmaty, zalanej w ropie podpalano, ściągano filtr kręcono i powietrze przy wlocie się podgrzewało, taka prymitywna świeca żarowa, super prototyp, nie potrzebujący prądu, tylko trochę powietrza i ognia. Szmatę co odważniejsi zastępowali gazetą, ale... no właśnie jest to ale znowu kłania się czysta fizyka. Palący się ogień zabiera tlen niezbędny do samozapłonu oleju napędowego. Ten tlen zastępowany jest dymem, w którego skład wchodzą tlenki siarki, węgla i wszystko co według ekologów złe, ale nie o tym mowa. Silnik przez to mimo, że ma ciepłe powietrze ułatwiające zapłon to nie ma tlenu, bez którego zapłon jest możliwy i mamy problem. Jeszcze jest jeden problem, otóż przy kręceniu silnik może porwać szmatę, gazetę, drut, czy co tam będzie w takim kopciuchu i co wtedy, wtedy w najlepszym przypadku zablokuje nam się kolanko ssące, a w najgorszym, scharatane zablokowane zawory, poniszczony cylinder, tłok, pierścienie. Dla mnie nie warto, chodź sam czasem z tego korzystam
Następny wzbogacacz - SAMOSTART, jest za nim tyle za co i przeciw. Osobiście sam korzystam, ale z umiarem i będąc przekonanym o jego skutkach ujemnych. Jak wiemy samostart to mieszanka przede wszystkim eteru z różnymi gazami, wszystko łatwo palne, pryskamy, silnik to spręża i jest BUM, BUM, BUM, się nam maszyna napędza, w między czasie nie reagując na gaz, strzela jak powalony i nagle się uspokaja, ale trzeba pilnować, żeby nie zgasł, bo silnik wchodzi na ropę, więc gaz w podłogę, czekamy chwile aż się nagrzeje i już jest dobrze. Ale samostart może nam przy nieumiejętnym stosowaniu rozwalić zawory w najlepszym przypadku, jak ktoś ma lekką rękę to rozwali głowice, pierścienie, tłok za jednym zamachem. Ale w kryzysowych sytuacjach, nawet na dezodorant albo plaka diesel poleci. Więc przy tych specyfikach samostart to dla silnika delicje
Ostatnia taka powszechnie znana alternatywa uruchamiania zimnego, wolnossącego diesla i według mnie najlepszy to opalarka. To takie sprytne urządzenie, dla tych co nie wiedzą co podgrzewa grzałkami wbudowanymi powietrze, do dość wysokiej temperatury, na oko jakieś 70 stopni, ale nie mierzyłem nigdy. Odpalamy opalarkę i jest minus - potrzebny jest prąd nie każdy ma w szopie, garażu, pod chmurką, a ciągnięcie kabli jest uciążliwe, ale zakładamy że mamy gniazdko w garażu, podpinamy kabel chwila, powietrze się zagrzeje, ściągamy filtr grzejemy chwile, zakręcamy
silnik odpala i teraz najlepsze, trzeba tak potrzymać chwile, bo jak odpali, zabierzemy to silnik nam zgaśnie. Musi się nagrzać, wtedy już jest luzik.
Więc Panowie i Panie, rozpisałem się jak głupi, mam nadzieję, że coś się przyda, coś zweryfikujecie. Każdy sposób jest dobry, ale trzeba go używać z głową
Pozdrawiam i dziękuje za uwagę *tup*