"Z pamiętnika ciągnikowego laika", czyli ciąg dalszy bojów z cyklu: "człowiek contra maszyna"
Wczoraj tradycyjnie odpowietrzyłem i odpaliłem silnik. Miałem parę rzeczy do zwiezienia, myślałem, że uda mi się to lekko, łatwo i przyjemnie. Najwyraźniej jednak myślenie mi wychodzi tak sobie... Traktor dziarsko "zagdakał", pojeździłem więc trochę po placu. Wyłączyłem silnik, a po dłuższej chwili, gdy chciałem się wziąć do zasadniczej pracy, odpalił i... zdechł. Próby odpowietrzenia dały zaskakujący wynik: trzeba było się sporo "namajtać" pompką, by na śrubie odpowietrzającej coś wypłynęło, a po jej zakręceniu całość okazywała się... zapowietrzona. Po prostu zapowietrzanie następowało w ciągu sekund. Najwyraźniej wibracje podczas jazdy spowodowały dalsze rozszczelnianie się instalacji.
Zaczął padać dość gęsty śnieg, a że maszynka bez kabiny, więc trza ją było wepchać pod dach. Napęd awaryjny w postaci jednego chłopa (mnie) z imponującym wspomaganiem w postaci trzech bab (mojej pani i 2 przebywających u nas kumpel) okazał się zajebiście skuteczny - po kilku minutach dał radę przebyć ok. 25 metrów po piaszczystej glebie.
Dziś zebrałem się w sobie i odkręciłem tą ręczną pompkę do odpowietrzania. Jak odkręciłem, tak ciężka kurwica mnie wzięła... Nie wiem, skąd gościu wziął uszczelkę, ale chyba sam ją sprokurował z tego, co akurat miał pod ręką... Po części rozlazła się w palcach, po części przywarła do metalu. Nie dziwota, że ciekło dołem. Po starannym oskrobaniu wszystkiego założyłem uszzelkę "fabryczną" - na razie nie widzę przecieków. Za to po kolejnym, n-tym (sam już nie wiem którym) odpowietrzeniu całości, gdy siadłem sobie spokojnie, by chwilę odsapnąć, usłyszałem po chwili ciche, którkie "pssst !..." Wyszła na jaw kolejna nieszczelność przy pompce, tym razem na styku lewego króćca i przewodu paliwowego. Póki było to zapaćkane farbą, było jako tako szczelne, ale po ruszeniu okazało się, że nie jest dobrze. W tej chwili mam wrażenie, że chyba już wszędzie, na wszelkich możliwych złączeniach wszystkiego ze wszystkim dałem uszczelnienie z miedzianych podkładek, a na mocowaniu każdego elementu do korpusu silnika dałem sprężyste podkładki. Choć zapewne się mylę i jeszcze niejedna porcja nerwów przede mną...
W każdym razie: na zakończenie odpowietrzyłem wszystko po raz n+1-szy i ładuję właśnie akumulator ciężko nadwyrężony wczorajszymi próbami odpalenia. Jutro będzie "D-day" ! Albo wóz, albo przewóz. Albo zadziała, albo jak wezmę taki wielki młot, to...