Dożynki w Gryfowie Śląskim

Dodano dnia: 15/09/2010

Na początku września pojawiła się w shoutboxie informacja, że podczas dożynek w Gryfowie Śląskim będzie można zobaczyć Ursusa C-45 i liczyć na przejażdżkę nim. Informacja była dla mnie o tyle ciekawa, że w tym czasie miałem być stosunkowo niedaleko Gryfowa – mniej więcej 45 km. Pomyślałem: Jedziemy!
Tak się szczęśliwie stało, że po godzinie 14, w słoneczną niedzielę 12 września, wjechaliśmy do Gryfowa. Mieliśmy na początku problem ze zlokalizowaniem miejsca dożynek, przechodnie wskazali nam stadion, który znajduje się na wylocie drogi do Jeleniej Góry. Pojechaliśmy tam, jednak stadion był zupełnie pusty. Drugi trop, Rynek, okazał się trafiony. Widać było coraz więcej zaparkowanych samochodów na wąskich uliczkach, więc również zdecydowaliśmy zostawić nasz pojazd, a dalej iść piechotą.
Kiedy dotarliśmy w okolice kościoła św. Jadwigi, jednego z zabytków tego miasteczka, w około było pełno ludzi i formował się już korowód dożynkowy. Maszerowały kolejno delegacje z poszczególnych miejscowości. Każda z nich dumnie niosła przygotowany własnoręcznie wieniec dożynkowy. Piękny widok, ale gdzie traktor? W tym momencie pomyślałem, że mimo napalenia się na kolejne „małe Wilkowice” nic z tego nie będzie i trzeba będzie wrócić do domu bez zdjęć traktorów. Udaliśmy się jednak razem z paradą na Rynek, gdzie rozstawiona była scena, a prowadzący opowiadał o obyczajach święta plonów dawniej i dziś. Chwilę później pierwsze wieńce składano już na specjalnie do tego przygotowanych stołach, a głos dobiegający ze sceny witał przybyłych gości. W tym momencie coś mi wpadło w ucho… Dało się słyszeć z daleka niby dudnienie, takie niskie, basowe… Czyżby jednak przyjechał ktoś Ursusem? Nagle prowadzący skierował swoją i widowni uwagę na jedną z wąskich uliczek wpadających do Rynku i zapowiedział wjazd traktora – niespodzianki, którym okazał się Lanz Bulldog. Ucieszyłem się, ponieważ oznaczało to, że nie wrócimy do domu z pustymi … kartami w aparatach. Kiedy traktor robił rundę dookoła Ratusza, obiegało go kilka osób cykających fotki, między nimi oczywiście ja. Kiedy podjechał pod scenę i wydawało się, że to koniec atrakcji, zupełne zaskoczenie! Słychać znowu dudnienie i to wcale nie echo pracującego Lanza. Z kolejnej uliczki, jak gdyby nigdy nic, wjeżdża czerwony Ursus C-451 z kabiną. Za kierownicą dumnie siedzi traktorzysta w pilotce, niczym z „Czterech pancernych i psa”. Widać ogromne zdziwienie wśród przechodniów. Gryfowski rynek dawno nie widział i nie słyszał takich traktorów. Ursus dołącza do Lanza i nagle historia się powtarza – jest trzeci traktor. Tym razem zielony Ursus C-45 z rurą wydechową poprowadzoną pod ciągnikiem i dudniącym wylotem z tyłu. Teraz wszystkie traktory jadą w mini paradzie dookoła Rynku, wzbudzając podziw ludzi w oknach i na chodnikach.
Kiedy ciągniki zaparkowały pod sceną musiały zostać zgaszone z powodu zagłuszania prowadzącego. Krótkie poszukiwania właściciela zaprowadziły mnie do wspomnianego człowieka w pilotce. Okazał się nim znany mi już z kontaktu emailowego Stasiu Widomski. W miłej atmosferze porozmawialiśmy chwilę o perypetiach związanych z odbudową ciągników, które zostały przywrócone do takiego stanu z ruiny. Lanz jako rodzinna pamiątka był w stosunkowo najlepszym stanie, ale Ursusy zostały dzięki wielkiemu wysiłkowi uratowane z fragmentów „samów”. Wszystko dzięki Stasiowi i jego ekipie.
Cieszę się, że udało mi się dotrzeć na te dożynki, porozmawiać z Retrotraktorzystami i posłuchać pracy „Bombajów”. Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w tej lekcji historii przy okazji dożynek. Przepraszam, że nie mogę wszystkich wymienić z imienia i nazwiska, ale niestety nie miałem możliwości poznać całej ekipy. Jeśli teraz to czytają, to proszę się zgłosić – uzupełnimy listę. Wszystkim tym, którzy nie byli pozostaje oglądnięcie poniższych zdjęć, ale nigdy to nie zastąpi tego pokazu na żywo. Ciągniki w malowniczych uliczkach prezentowały się świetnie. Można powiedzieć, że widok był rodem z głębokiego PRLu…

Paweł Rychter

Zobacz więcej na