Gąsienice wśród szyn…

Dodano dnia: 09/03/2009

Była sobota, na dworze coraz cieplej i… nuda! Zebrałem się więc do księgarni, aby zakupić jakąś mapę Dolnego Śląska i wyszukać jakieś warte odwiedzenia miejsce. Po kilku minutach wyszliśmy zadowoleni z przewodnikiem turystycznym województwa dolnośląskiego. W domu szybkie zapoznanie się z książeczką i jeszcze szybsza decyzja. Jedziemy do Jaworzyny Śląskiej! Według zakupionego „pomocnika” w owej miejscowości czekało na nas Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku (www.muzeumtechniki.pl), w którym znajdować się miało kilkanaście parowozów, wagonów oraz inny sprzęt związany z kolejnictwem, a oprócz tego wystawa motocykli Harley Davidson. Ponadto rodzynek – zabytkowy już komputer Odra. Ani słowa o… no właśnie, o tym już za chwilę.

Jeden z lepiej zachowanych egzemplarzy.

Ten olbrzym służył do odśnieżania torów.

Wjeżdżając do Jaworzyny ujrzeliśmy wielką reklamę – „Miasto parowozów”. W samej miejscowości jednak droga do muzeum jest bardzo źle oznakowana… praktycznie w ogóle. Po kilkunastu minutach trafiliśmy na miejsce. Parking bardzo mały, ale ludzi nie było dużo. Po wejściu na teren skansenu praktycznie nie było żywej duszy, kasa również zamknięta. Już chcieliśmy zacząć zwiedzać samotnie, gdy nadszedł wreszcie kustosz. Okazało się, że poza sezonem się tutaj mało dzieje i dlatego często jest on sam na obiekcie. Po zakupie biletów i, co ważne, pozwolenia na robienie zdjęć za kwotę 3 zł – ruszyliśmy zwiedzać.

Wszędzie czuć klimat parowozowni…

…na każdym kroku spotykamy ostrzeżenia i tablice informacyjne.

Parowozy jak parowozy – duże, brudne i z reguły czarne. Robią duże wrażenie zwłaszcza na swoje rozmiary, ale jednak dla mnie brak było „nutki” rolniczej… Zaskoczył mnie pewien pojazd szynowy rodem z „Mad Max’a” – jak się później okazało to monstrum miało służyć do odśnieżania torów.
Po dłuższej chwili spędzonej wśród szynowych kolosów, udaliśmy się w kierunku hal, wodzeni słowami przewodnika: „Za chwilę udamy się do sali, gdzie znajduje się największa w Polsce ekspozycja motocyklu Harley Davidson…”. Po wejściu do pierwszej hali oczom naszym ukazały się dwa piękne eksponaty. Mi szczególnie przypadły do gustu. Pierwszy z nich to ogromny silnik parowy, drugi to młocarnia Löwe. Chętnie napisałbym coś więcej, ale nie posiadam wystarczającej wiedzy na ten temat, a przewodnik nie chciał wprowadzać w błąd. Czasu też nie było za wiele na przyglądanie, bo ukochana już chciała ujrzeć piękne jednoślady.

I oczom naszym ukazała się ona…

… i on.

Kolekcja motocykli naprawdę robiła wrażenie.

Kolejny trop rolniczy. Sokoły produkowano przecież w Państwowych Zakładach Inżynieryjnych w Ursusie k. Warszawy.

Po wejściu do sali z motocyklami od razu dojrzałem znajome logo… to przecież PZInż! Bez wahania zagadałem naszego przewodnika o powiązaniach tego motocykla i jego wytwórni z ciągnikami. Owocem tego była mrożąca krew w żyłach informacja: „Tam na platformie stoi jakiś ciągnik… gąsienicowy… niby z wojny…”. Moja kobieta już wie jak na takie słowa reaguje, więc razem poszliśmy szukać tego okazu. Po krótkiej chwili w mroku starego garażu dla parowozów ukazał się on… Famo Boxer!

Oto nasze „znalezisko”

Braki w wyposażeniu są widoczne, ale mechaniczne wydaje się kompletny.

Famo dumnie stoi na kolejowej platformie.

Tuż obok, na drugim wagonie kolejne rolnicze perełki – dwie młocarnie. Jedna wielka, druga mniejsza. Niestety nie udało nam się doszukać marki.
Zatrzymajmy się na chwilę przy gąsienicówce. Z tego co udało mi się po powrocie do domu znaleźć to Fahrzeug- und Motoren-Werke GmbH, czyli w skrócie FAMO, działało we Wrocławiu (Breslau) w latach 1935-45. Ze zgromadzonych przeze mnie informacji wynika, że po ów firma po wykupieniu fabryki wagonów Linke-Hofmann-Busch rozpoczeła produkcję ciągników gąsienicowych na potrzeby rolnictwa, budownictwa oraz armii. Znane są przecież ciągniki artyleryjskie używane w armii III Rzeszy rodem z FAMO. Spotkałem się z dwoma ciągnikami oferowanymi przez tą przedwojenną firmę. Pierwszy z nich to sześćdziesięciokonny „Rübezahl”, który jest dziadkiem powojennego gąsienicowego KS-07. Drugi zaś, taki jak w Jaworzynie, nosił nazwę „Boxer” i posiadał 4 cylindrowego Diesla o mocy 45 KM. Obydwa mogły pracować w rolnictwie oraz, po założeniu przedniego lemiesza, jako maszyna budowlana. Gotowy do pracy „Boxer” ważył 4300 kg. Szukając na niemieckich forach informacji na temat tego ciągnika, stwierdziłem, że jest on dość rzadką i poszukiwaną maszyną. Większość Niemców po ujrzeniu fotki dopytywała się, gdzie taki okaz się marnuje i czy jest na sprzedaż. Podobny „Boxer” możemy oglądać w Muzeum Rolnictwa w Szreniawie k. Poznania. Braciszek z Wielkopolski jest jednak bardziej kompletny.

Większa młocarnia…

… i tuż obok mniejsza. Nie udało się ustalić marki.

Po pełnym wrażeń oglądaniu ciągnika udaliśmy się jeszcze do budynku, gdzie znajduje się zabytkowy już komputer Odra, nad którym sztab fachowców pracuje, aby znów go uruchomić. Ma on, jak wszystko w tym miejscu, pokaźne rozmiary. Z tego co słyszałem, podobne jednostki pracowały w PKP, jeden prawdopodobnie do dziś wspomaga ludzi na stacji Wrocław – Brochów. W sąsiedztwie komputera znajdują się modele pochodzące ze szkoły zawodowej w Jaworzynie.
Miejsce to na pewno jest warte odwiedzenia, także dla miłośników maszyn rolniczych. Czasami z pozoru monotematyczne miejsce okazuje się pełne niespodzianek. Serdecznie polecamy Muzeum Przemysłu w Jaworzynie Śląskiej.

Przodek naszych PC-tów.

Modele różnych urządzeń mechanicznych.

Miniaturowa lokomotywa elektryczna.

Na tym kształcili się przyszli maszyniści.

Głowica od jakiegoś wysokoprężnego dwucylindrowca.

Paweł Rychter

Zobacz więcej na