Kulig u Przemka

Dodano dnia: 07/02/2013

Idąc za  ciosem postanowiliśmy zorganizować u nas kulig. Pytanie było czym? Była opcja, że c-360, ale wszyscy zgodnie powiedzieli, że skoro mój Bocian nie został jeszcze rozebrany do remontu to chcą kulig retro-traktorem. Postanowiłem dać mu jeszcze jedną szansę, by pociągnął nasze sanie.I to był strzał w dziesiątkę. Pod namową bliskich i wykonaniu kilku telefonów zorganizowało się około 20 osób Nasza rodzinka oraz bliscy przyjaciele i w niedzielne południe uderzyliśmy na leśne drogi. Bocian pięknie się spisał, jak to wszyscy rzekli: dawał radę. Z piątki i szóstki nie schodził. Nie obyło się też bez ofiar, ale to dotyczy dwóch  ostatnich sanek, które dosiadali mój brat Dawid i kolega Jarek. Ale nawet moje Kochanie z trzecich sanek spadło, także się działo. Po dwugodzinnej jeździe wybraliśmy sobie piękne miejsce na odpoczynek oraz ognicho. Oczywiście piła spalinowa to podstawa, więc szybko przygotowaliśmy drewna i gałęzi, a inni rozłożyli sanki dookoła paleniska i przygotowali kije na kiełbaskę. Po chwili zapłonął ogień, który dał nam mnóstwo radości,
poprzez swoje ciepło i nie tylko. Zaraz każdy wyciągnął termosy i już popijaliśmy gorącą herbatkę z „prądem” oraz raczyliśmy się pysznym grzanym winem. W między czasie kiełbaska puszczała pierwsze soki prężąc się nad ogniem. Było nam to bardzo potrzebne, ponieważ temperatura nie była łaskawa i trzymało -8oC. Po blisko dwugodzinnym odpoczynku, konsumpcji i radowaniu się ze wspólnego towarzystwa przy ogniu oraz doładowaniu elektrolitu zrobiło się już ciemno i postanowiliśmy ruszać dalej. Do domu zostało nam jakieś pół godziny, więc palimy Boćka i „Ognia”, jak mawiał Napoleon. Jeszcze po drodze ostatnie wiraże, jakieś wywroty i już dojeżdżamy do domu. Było super, Zetorek spisał się pięknie, wszyscy są zadowoleni i chcą jeszcze tylko żeby zima wróciła.

Przemo

Zobacz więcej na