Dodano dnia: 02/04/2007
Ursus C-325 jak powszechnie wiadomo był od początku do końca stu procentową polską konstrukcją. I jak wiemy z perspektywy lat była to dość udana, żeby nie powiedzieć doskonała konstrukcja, która sprawdziła się w następnych dekadach.
Choć na początku nie było tak doskonale. Ursus-25, zwłaszcza ten z serii informacyjnej, był trapiony jeszcze wieloma chorobami wieku dziecięcego. Dopiero praktyczna eksploatacja ciągnika w sezonie jesienno-zimowo-wiosennym lat 1959/60 serii pilotażowej 25 sztuk uwidoczniła potrzebę dokonania kilku zmian. Największy problem stanowił rozruch silnika zimą, nagminnie leciały rozruszniki nie mogące sobie dać rady z zakręceniem silnika. Przyczyną okazały się nieodpowiednie gatunki olei, gęstniejące do tego stopnia, iż stanowiły lepką masę, która nie dość, że znacznie utrudniała obracanie wałem korbowym to jeszcze nie była możliwa do rozprowadzenia na punkty smarowania. Wiele drobnych usterek zgłaszanych wówczas od użytkowników brano pod uwagę, co dało rezultaty w postaci tej doskonałej maszyny.
Zupełnie inny problem konstrukcyjny wyszedł nieoczekiwanie podczas Międzynarodowych Targów Rolniczych ELMA w Szwecji w 1964 roku. Rolę prezentowania wyrobów Ursusa pełnił wówczas „Agromet-Motoimport”. Zastanawiające wówczas było to dlaczego nieźle już dopracowany ciągnik C-328 gromadzący wokół siebie licznych farmerów i wywołujący spore zainteresowanie, nie był jednak sprzedawany i brak było zamówień.
Pracownicy z Ursusa będący wówczas na tej wystawie postanowili podpatrzeć konkurencyjne stoiska handlowe. Okazało się, że każda z firm prezentowała swoje ciągniki obwieszone rozmaitymi narzędziami i urządzeniami poruszanymi siłownikami hydraulicznymi: ładowaczami czołowymi, kosiarkami do wykaszania łąk i skarp, rowów etc.
Generalnie przedstawiciele tychże firm znali sytuacje szwedzkiego farmera, który nierzadko samodzielnie musiał prowadzić kilkudziesięcio-hektarowe gospodarstwa z liczną obsadą krów czy trzody. Tak więc jak największe ułatwienia w pracy nie były wystawowym gadżetem, ale potrzebnym narzędziem.
Dlaczego Ursus nie prezentował wówczas ciągnika np. z ładowaczem czołowym? Bo przednia oś by nie wytrzymała, była za słaba.
Po przyjeździe z „ELMY” inż. Wyglądała napisał w swoim sprawozdaniu dla dyrekcji zakładów Ursus o tym problemie. Podobno nawet trafiło owo sprawozdanie dalej na ręce premiera. Efekt był taki, że wkrótce Ursus pozbył się swojej wiotkiej osi. Pierwsze C-330 posiadały zupełnie inne rozwiązanie tego podzespołu. Właściwie ciągnik otrzymał całkowicie nowy solidny wspornik przedniej osi oraz rurową regulowaną masywna belkę. Nie potrzebne już były usztywniające drążki reakcyjne.
Do współpracy z C-330 przewidziany był jedno-sekcyjny uniwersalny ładowacz czołowy T 210/0 TUR o udźwigu 400kG i wysokości podnoszenia 2,6m.
Rafał Mazur