Relacja z OLD TIMER im agra-Gelände w Lipsku – czyli jak było…

Dodano dnia: 19/07/2007

Jedziemy do Lipska. A dokładniej na OLD TIMER im agra-gelande zorganizowany, przez Klub LANZFREUNDE SACHSEN. Wyjazd zorganizowany został przez Klub „Traktor i Maszyna” z Lipna. W ubiegłym roku klub otrzymał zaproszenie do uczestnictwa w tym festiwalu. Niezły zaszczyt, Lipsk to impreza cykliczna odbywająca się co 3 lata. Jedna z największych w tej części Europy. A więc piątek wieczór, pełen autokar traktorzystów i traktorzystek, humory dopisują i w drogę. Na pokładzie mamy solenizanta Piotra – więc przejazd przez Polskę minął błyskawicznie. Na granicy dołączył do nas prezes klubu wraz z zabranymi na tę okazję pojazdami Klubowiczów. A mianowicie: Ursus C-45, Zetor 25, Ursus C325 oraz Normag. Tyle zmieściło się na jednego Tira.

Ranek zastał nas już pod Lipskiem. Piękna pogoda, dobre drogi, widoczny z dala kołyszący się na wysięgniku 20 metrowego dźwigu Lanz. To chyba taka moda, ale i skuteczny drogowskaz oznaczający miejsce festiwalu. Godzina 9-ta, ubożsi o 5 euro (gość – nie gość, płacić trzeba!!) wypakowujmy się z autokaru. Aparaty w dłoń, koszulki klubowe na grzbiet i ruszamy w stronę chmury pyłu, spalin i dudniących grzmotów. To w końcu królestwo Lanza. Mijamy grupy klubowiczów – na koszulkach i kamizelkach nazwy klubów z całych Niemiec. Widoczny staje się podział na kluby zrzeszające posiadaczy tylko 1 marki – Normag, Hanomag, Deutz (nad ich obozem powiewa transparent DEUTZLANDIA). Z dala widzimy grupę mechaników – czyżby z formuły1??? Nie – na pięknych czerwonych kombinezonach srebrny napis PORSCHE. Tych to chyba sponsoruje fabryka. Zresztą reklamy hoteli, restauracji, warsztatów i bóg wie czego jeszcze są widoczne na większości maszyn. Sposób na sponsoring? Teraz o wystawie. Ponad 1000 ciągników, samochody, motocykle, silniki stacjonarne. Liczne stoiska z modelami, literaturą, kilka alejek jakby żywcem przeniesionych z targu staroci we Wrocławiu. Całe tiry z częściami zamiennymi – stare i nowe, narzędzia, chemia. Zresztą co tu pisać – zobaczcie sami na zdjęciach.

90% pojazdów niemieckiej produkcji, nieliczne Zetory, 2 śliczne Dutry. Kilka śmiesznych włoskich mini-ciągniczków. Pomiędzy zwiedzającymi dostojnie pykające bombaje. Jeden z nich ciągnął przyczepkę, na której załoganci z nieodłącznym piwem w garści (2,5e – tragedia w dodatku 0,4l!). Ciekawe stoiska klubowe z indywidualnymi pokazami, np. pokaz kruszenia kamieni za pomocą specjalnej maszyny. Zgniatała je jak krakersy, nawet dźwięk był podobny. Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiła angielska lokomobila z 1913 roku. Mosiądz i lakier, do tego te niesamowite dźwięki – słychać szum pary i zgrzyt miażdżonych pod jej kołami kamieni. Piękno i dostojeństwo. Obowiązkowa sesja zdjęciowa.

Przy tej ilości maszyn trzeba pamiętać o pojemności aparatu. Po godzinie kasuję połowę zdjęć i ruszam fotografować „perełki”. Walec drogowy KEMNA BRESLAU – pstryk, STOCK na gąsienicach – pstryk, włoska BALILLA – pstryk. Dość wrażeń jak na 1 dzień. Wyjazd do hotelu, na miejscu niespodzianka – nocujemy w miejscu bitwy narodów pod Lipskiem 1813. Niedaleko przepływa Elstera, w której nurtach poniósł śmierć książę Józef Poniatowski. Niedziela. Pokazy maszyn. Zapomnijcie o jakimkolwiek szaleństwie. 10 km/h, podtaczamy się pod konferansjera, kto co i skąd, delikatne kółeczko i powolutku odjazd. ORDUNG. Widziałem faceta, który na Deutzu dał gazu, zakręcił 2 kółka i stop. Porządkowi, widzowie, koledzy z klubu rzucili się na biedaka jak sępy na padlinę. Bezpieczeństwo i porządek. Przyjedź kolego do Wilkowic – specjalne pole pozwoli pohasać wszystkim koniom, które masz pod maską. Powoli zbieramy się do odjazdu. Jeszcze tylko pożegnać się z bratnim Lanz-Bulldog-Club z Lindeny, zrobić pamiątkową fotkę pod autokarem i ruszamy w drogę powrotną. Wyjazd w 100% udany. Myślę że zdjęcia i tekst oddadzą Wam choć w pewnym stopniu atmosferę tych 2 wspaniałych dni.

Karol Matczak

Zobacz więcej na