Dodano dnia: 11/06/2010
Rozsiewacz „Kos”, mimo archaicznego wyglądu, nie jest, aż tak wiekową konstrukcją jak mogłoby się to wydawać. Jednak ze względu na dużą popularność tych rozsiewaczy, warto temu urządzeniu poświęcić trochę uwagi. „Kos” pracował niemal w każdy gospodarstwie chłopskim lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
Pierwsze, polskie rozsiewacze z tarczowym systemem wysiewu, pojawiły się w drugiej połowie lat pięćdziesiątych. Ich zaletą, była stosunkowo duża szerokość robocza i znacznie większa wydajność. Zwłaszcza w stosunku do siewników korytkowych z systemem wysiewu talerzykowego lub ślimakowego- typu „simplex”.
W latach sześćdziesiątych, duży skok wydajności pracy, ustanowił rozsiewacz RCW-2, wyposażony w przenośnik taśmowy, podający nawóz na dwie tarcze wysiewające. Na skrzynię RCW, można było załadować 2 tony nawozu, natomiast aparat wysiewający, pokrywał nawozem pas roboczy o szerokości 10m. RCW znacznie lepiej nadawał się do wysiewu wapna, zwłaszcza zawilgoconego, które zapychało zwłaszcza korytkowe rozsiewacze z systemem wysiewu „simplex”. A właśnie tego typu maszyny o symbolu SN-2 produkowane przez „Fabrykę Siewników „Brzeg”, w główniej mierze oferowano dla gospodarstw chłopskich, do końca lat sześćdziesiątych.
Dopiero w następnej dekadzie tak naprawdę zapaliło się światło dla rolnictwa indywidualnego i wówczas profil produkcji wielu urządzeń rolniczych został dostosowany dla tego sektora. Na tej fali w „Agromecie Kraj”, zaprojektowano nieduży rozsiewacz konny, którego zasadę działania oparto na konstrukcji RCW-2. Dokładnie nie wiadomo kiedy powstał projekt, ale przypuszczalnie miało to miejsce około 1971/72roku.
Rozsiewacz otrzymał oznaczenie N015 „Kos”. Produkcja seryjna została zatwierdzona na 1973 rok, i od tego momentu możemy datować początek jego produkcji. Budowa i działanie N015, było stosunkowo proste. Rozsiewacz poruszał się na dwukołowym podwoziu. Jego pneumatyczne koła 6,00×16 zostały zapożyczone od kosiarki K-1,4. Dostępne były też koła metalowe, również pochodzące z kosiarki K-1,4.
Napęd z kół do taśmy, przenoszony był po przez przekładnię łańcuchową. Natomiast tarczę wprawiał w ruch napęd przekazywany od kół jezdnych za pośrednictwem przekładni stożkowej i zestawu kół pasowych. Ruch tarczy włączało się przy pomocy nożnej dźwigni, zaś taśmy przenośnika, niezależnie -dźwignią ręczną.
Do regulacji ilości wysiewu służyła zastawka szczeliny wylotowej. Nawóz przesuwała po dnie zbiornika taśma, kierując go na wirującą tarczę wysiewającą, zaopatrzoną w sześć łopatek. Zbiornik o pojemności 200 litrów, mógł zmieścić do około 250 kg nawozów. Jednakże, tak maksymalne załadowanie rozsiewacza, wymagało użycia dwóch koni.
Należy zwrócić uwagę, że ciężar rozsiewacza wynosił około 270kg. Przy pełnym zbiorniku, masa całej maszyny wzrastała nawet do około 400-520kg. A więc, było to już dość dużo. Przy czym, aby zachować odpowiednią równomierność szerokości i ilości wysiewu, konie musiały poruszać się z jednostajną prędkością.
Jakiekolwiek spowolnienie, spowodowane zbyt dużym ciężarem, sprawiało, że rozsiewacz nie pracował równomiernie. A zatem, dawka wysiewu zależała, nie tylko od ilości nawozu podawanego na tarczę, ale i od prędkości rozsiewacza. Przy większej prędkości, tarcza kręciła się szybciej. Wtedy, na przykład wapno było rozrzucane szerszym pasem i układało się cieńszą warstwą.
Oczywiście, naturalną wadą jednotarczowych aparatów wysiewających jest nierówny wysiew na lewym skraju pasa siewnego i nawet w korzystnych warunkach trudno jest uzyskać symetryczny wysiew. W zależności od rodzaju nawozu, szerokość robocza wahała się tu od 4 metrów dla wapna, do 7 metrów dla granulatu.
W momencie uruchomienia produkcji „Kos”, nie był jednak tanią propozycją. Wersja na kołach metalowych kosztowała 8700 zł. Zatem w stosunku do tradycyjnego rozsiewacza SNK-2, o tej samej pojemności, kosztował on ponad dwukrotnie więcej. Na korzyść „Kosa” przemawiało to, że był on ponad dwukrotnie wydajniejszy.
Wkrótce okazało się, że chłopi sprzęgają tą maszynę nie tylko z końmi. W praktyce N-015, znacznie lepiej współpracował z ciągnikiem. Te sygnały użytkowników, spowodowały iż zdecydowano się w 1976 roku, uzupełnić rozsiewacz o kilka dodatkowych elementów pozwalających na swobodne jego sczepianie z ciągnikami. Pierwszym z tych elementów był zaczep transportowy, oferowany za dopłatą 600zł. Drugi, zaś stanowił układ sprzęgu, dostosowany do TUZ ciągnika. Powstawał wówczas rozsiewacz zawieszany. Odmiana ciągnikowa, mogła poruszać się nieco szybciej, osiągając większą wydajność i szerokości siewu dochodzącą do 10 metrów.
Zapotrzebowanie na tego typu rozsiewacze nie malało, dlatego „Kosa”, mimo archaicznej konstrukcji, produkowano dość długo. Ostatnie egzemplarze zbudowano jeszcze w 1996 roku.
Bezpośrednim następcą N-015, stał się, opracowany pod koniec lat osiemdziesiątych przez POM Pułtusk, rozsiewacz N-031 „Motyl”. Konstrukcja i zasada działania „Motyla” jest bardzo zbliżona do rozwiązań „Kosa”. Podzespoły taśmy i tarczy, otrzymują w tym przypadku napęd od wałka WOM, rama jest znacznie masywniejsza, a kosz zasypowy posiada zwiększoną pojemność. N-031 produkuje obecnie POM Augustów, w dwóch wersjach 400 i 600kg.
Rafał Mazur