Oczywiście dojechały Przyczyną niedomagań był nagar w gruszy żarowej. Po oczyszczeniu jeździł całkiem żwawo po Wilkowicach. Jestem pełen podziwu chłopaki - mówiłem Wam to w Wilkowicach i powtórzę raz jeszcze - gratulację za odwagę i determinację. Sebright dobrze podsumował to wcześniej - każdy mówił że jakby to było... a Wy pierwsi pojechaliście
dopiero dziś zregenerowałem siły po Wilkowicach. w najbliższym czasie dodam post w którym postaram się troszkę opisać nasza wyprawę i podesle resztę zdjęć:)
Opis podróży chciał bym zacząć od podziękowań wszystkim którzy byli po drodze życzliwi i życzyli nam szerokości. Jeszcze raz chcieliśmy podziękować Panu Michałowi Karalusowi i Panu Sławomirowi Sobczykowi ( przepraszam za wcześniejszą pomyłkę nazwiska) za oferowaną pomoc w Pleszewie. Przy okazji gratulujemy pomysłu dożynkowego konkursu. Dziękujemy portalowi Warka24.pl za super relacje na swojej stronie .Podziękowania kierujemy w stronę chłopaków ( Andrzej Jacek i Rafał)którzy wyjechali aby nagrać ostatnie kilometry naszej trasy a co się okazało pomagali nam w remoncie Ursusa, bez nich było by ciężko. Ostatnie podziękowanie kierujemy do naszego Admina Pawła który czuwał nad mami medialnie. A teraz trochę o tym co przeżyliśmy po drodze. Każdy kto chce się wybrać w podobną podróż musi wiedzieć że to nie jest łatwe wyzwanie.
Może po kolei napiszę parę słów o każdym z dniu
Poniedziałek 15.08.2011r. dzień pierwszy.
Wstaliśmy parę minut po 5 aby jeszcze raz sprawdzić czy jesteśmy dobrze przygotowani do wyjazdu. W starcie towarzyszyła nam cała rodzina a także Pan Waldemar Bulikowski który dowiedział się o wyjedzie ze strony RT. Po przejechaniu pierwszych 10 km olej który był wyrzucany przez tłumnik Ursusa ubrudził nas doszczętnie, Postanowiliśmy odprowadzać olej zużyty do butelki przyczepionej pod spodem ciągnika, i tak ujechaliśmy następne 20km. Na następnym przystanku obwiązaliśmy tłumnik materiałem po którym olej ściekał na dół i w ten sposób zminimalizowaliśmy chlapanie. Tego dnia zatrzymaliśmy się z zajeździe Niva koło Opoczna na nocleg po przejechaniu pierwszych 120km.
Wtorek dzień drugi.
Wstaliśmy o piątej i zaraz po śniadaniu dokonaliśmy przeglądu maszyn i drobnych napraw takich jak np. uszczelnienie pompy paliwowej w Ursusie. Jazde zaczęliśmy tak jak codziennie o godzinie 8. Po drodze jak to codziennie bywało ludzie okazywali nam wiele życzliwości i podziwu. Sporo rozmów z kierowcami TIR-ów przez CB i tak nam upływał kolejny dzień podróży. Tego dnia zabłądziliśmy w Piotrkowie Trybunalskim i wjechaliśmy na tradę A1, całe szczęście szybko z niej zjechaliśmy i wróciliśmy na właściwy tor. Tego dnia przesunęliśmy się na mapie o 100km plus 20km gapowego. Zatrzymaliśmy się ok. 15 km przed Sieradzem.
Środa dzień trzeci
Ruszamy z hotelu „ Na pół boru” tego dnia musieliśmy zatankować maszyny, jechało się nadzwyczaj dobrze. Około godziny 14. W Pleszewie spotkaliśmy Jarka Wiśniewskiego który nam doradzał co powinniśmy zrobić aby nie pluł olejem, niestety nie mielismy czasu na eksperymenty. Następnie Pan Sobczyk zapraszał nas do starosty i proponował nam nocleg i pomoc techniczną niestety było za wcześnie na postój i musieliśmy jechać dalej. Tego dnia metę mieliśmy w Borku Wielkopolskim po przejechaniu około 150km.
Czwartek dzień czwarty
I do mety pozostało nam około 50 km wiec postanowiliśmy jechać do Dolska trochę odpocząć a później do Gostynia skąd by nam zostało około 40km do celu. Tego dnia mieliśmy już problem z odpałem Ursusa uznaliśmy ze po prostu słabo się ugrzał. W Dolsku mieliśmy spotkanie z telewizją która chciała żebyśmy trochę pojeździli no i w ten sposób czas nam zleciał i na wypoczynek już nie było czasu. Około godziny 16 dotarliśmy do hotelu Cukropol w Gostyniu. Policzyliśmy ze i tego dnia przejechaliśmy około 60 km. Wynająłem taksówkę aby jechać i napełnić butlę gazem, całe szczęście trafiłem na bardzo miłego i pomocnego Pana który mi pomógł w tej nietypowej sprawie.
Piątek dzień piąty.
Wstaliśmy wcześnie rano aby do Wilkowic dotrzeć koło południa. Niestety po 40 min walce z Ursusem nic z tego nie wyszło, stwierdziliśmy że jest na tyle zagrzany ze możemy go spróbować zapalić z pociągu. Steyr przeciągnął drugi ciągnik przez całe miasto i mimo że na początku złapał to nie chciał współpracować. Wyjechaliśmy na przedmieścia w uliczkę w której nikomu nie przeszkadzaliśmy i zaczeły się poszukiwania usterki. W ten czas dojechali do nas Jacek Ula Andrzej i Rafał którzy udzielali nam wszelkiej potrzebnej pomocy, dzięki nim przez siłę udało się odpalić ciągnik który i tak nie pracował tak jak powinien. Na chwilę gasł i po paru obrotach i kłębach białego dymu wracał do życia, też wznowił chlapanie olejem. Ale udało nam się! Dojechaliśmy do celu około godziny 14. Cali byliśmy w oleju ale byliśmy z siebie dumni. Lecz jeszcze po chwilowym odpoczynku posłuchaliśmy się rady Jacka. Zdjeliśmy gruszę żarową i ????? była pełna nagaru!!! Po wyczyszczeniu ciągnik znów dobrze odpalał i chodził.
Tak w wielkim skrócie przebiegała nasza wyprawa, mamy nadzieję że pójdą w nasze ślady inni traktorzyści bo naprawdę było warto. Porównaliśmy to do z zdobycia szczytu góry. Mamy nadzieję ze zaciekawiliśmy Was tym tematem a może niektórych zachęciliśmy do zbierania tego typy urządzeń, urządzeń które mają duszę....
mateuszW napisał/a:
Tego dnia metę mieliśmy w Borku Wielkopolskim po przejechaniu około 150km.
I do mety pozostało nam około 50 km wiec postanowiliśmy jechać do Dolska trochę odpocząć a później do Gostynia skąd by nam zostało około 40km do celu. Tego dnia mieliśmy już problem z odpałem Ursusa uznaliśmy ze po prostu słabo się ugrzał. W Dolsku mieliśmy spotkanie z telewizją która chciała żebyśmy trochę pojeździli no i w ten sposób czas nam zleciał i na wypoczynek już nie było czasu. Około godziny 16 dotarliśmy do hotelu Cukropol w Gostyniu. Policzyliśmy ze i tego dnia przejechaliśmy około 60 km.
Moje strony . Nocowaliście w Borku - 7km ode mnie i w Gostyniu - 12. Kurcze gdybym wiedział to napewno było by spotkanie.
Chyba że za rok będzie podobny rajd :p
Podziwiam Was Panowie i gratuluję pomysłu i realizacji tegoż. Wypuścić się "baniakiem" w taką podróż to wielka rzecz. Znam takich, którzy do Lublina (50 km ode mnie) boją się jechać dobrym autem, a co dopiero traktorem. Ja własnie najdłuższą trasę ciagnikiem przejechałem własnie do Lublina i z powrotem (c-360p), ale miałem dość. Dlatego wiem co to znaczy zrobić stokilkadziesiąt km na traktorze, a w dodatku "nie najnowszym". Jeszcze raz gratulacje.*tup*
Przypomniało mi się jeszcze. Chyba dwa lata temu przez Krasnystaw przejeżdżali Niemcy dwoma starymi traktorami (nie zapamiętałem marek). Oba jednakowe, nawet tak samo malowane i ciągnęły nieduże barakowozy mieszkalne, takie wozy Drzymały. Też mi się to podobało.
Ja już Bizona prowadziłem na kołach 200km.Kawał szoferskiej przygody.I dojechałem.Nie wiadomo,czy w przyszłym roku na Minikowo Majorkiem na kołach nie polecę.
dzięki szerokiemu katowi z wtryskiwacza bombaj odpalał od góry gruszy , uważam że spisał się super !, choć może i można było zaryzykować zdjęcie gruszy na polu , ja się obawiałem że potem nie wygrzana uszczelka miedziana nie da rady uszczelnić gruszy i cały misterny plan runie
jakoś zawsze w takich wypadkach mam wizje jak przekręca się gwint od dociągania piecyka z powodu założenia twardej uszczelki i w ogóle katastrofa - więc stosuję zasadę jak najmniej ingerencji - i tylko co konieczne
co do chalpania pod koniec , to sądze że było to nie spalone do końca paliwo
czy można oszacować po takiej jeździe jakie spalanie ma bombaj na trasie ?
byłbym wdzięczny za choćby przybliżone dane - na ile się da
Wielki Szacunek za kupę włożonego wysiłku !
Przyzwyczailiśmy się troche że jak Wy się za coś zabieracie - to się udaje ! - stad nie było żadnych wątpliwości >
Potwierdzam i mówiąc "Nagar" po dotarciu do "Turystów" nieraz trafiam. Dobrze, że w takim składzie dotarliśmy do Pawła I Mateusza ale nawet gdyby się nie udało to na holu byśmy go przytargali ale dojechać by musiał. Dobrze jednak, że pojechał o swoich siłach. Nie ma co Z a p i s a n e. Dziękuję Wam za przetarcie polskiego szlaku.